poniedziałek, 28 stycznia 2013

Początek

       Otworzył oczy, a jej dłoń zamarła w bezruchu, jak i cała ona. Czarne oczy wpatrywały się prosto w nią, a ona sama nie wiedziała cóż ma uczynić. To, co się właśnie działo było absurdem. Nieszczęsny los zesłał ją na ziemi właśnie pod jego skrzydła, czarne skrzydła upadłego anioła. Siedziała właśnie w jego pokoju, a on? On jej nie zabił i chyba nie zamierzał tego w najbliższym czasie uczynić, więc do czegoś była mu potrzebna. Upadłe anioły nie miały w zwyczaju darować życia komuś, kogo nie chciały wykorzystać. Wpadła jak... jak mucha w pajęczą sieć.
       Nawet nie wiedziała kiedy, ale zaczęła płakać. Łzy same wypływały z jej oczu, rysując słoną trasę po bladych policzkach. Była okropna. Widać, że miał problemy. Leżał tu chory i samotny. Ból... To właśnie to dostrzegała w jego oczach. Żadnej nienawiści, tylko ból i cierpienie. Miał już tego wszystkiego dość, w dodatku ta choroba... A ona? Ona go podejrzewała o coś, co w tej chwili należało do nieistotnych rzeczy. Miała pomagać, uszczęśliwiać, a ona przedłużała wszystko, rozmyślając o jego podstępie. Tego, co ma się stać, i tak nie cofnie, a tak może uda jej się przynajmniej wyleczyć z bólu. Zawsze to coś. Zawsze, a anioł musiał próbować.
       - Ja... Ja... Prze-praszam... - Wyjąkała. Czuła się winna temu wszystkiemu, całej tej niezręcznej sytuacji. Musiała to zmienić, choćby miała zapłacić to swym własnym życiem. Wybrała sama te miasto, ten dom, tę osobę i nie żałowała tej decyzji.
       Zabrała dłoń, która do tego właśnie momentu stykała się z jego policzkiem. Skórę miał bladą, tak bardzo kontrastującą z jego czarnymi włosami i upierzeniem. Czarnopióry... Czarnoskrzydły...
       Upadły odezwał się, a jego głos przebił ciszę. Przyciągał i wabił ją jego ton. Nazwał ją Białoskrzydłą. Pięknie... Spodobał jej się sposób, w jaki to wypowiedział. Białoskrzydła... Zwykłe słowo, ale wypełnione wielkim szacunkiem, podziwem... Nie, to było coś więcej. Poszłabym za nim wszędzie... To zgubne, pomyślała. Z drugiej zaś strony, co to miało do rzeczy, gdy sam przyznał, że jest chory, że trawi go gorączka? Annabelle miała gdzieś to, że ta znajomość może skończyć jej życie. Wychowano ją tak, że każdemu miała pomóc. Przyniosła mu dobry sen, to i może jej obecność poprawi jego samopoczucie. Może. Musiała spróbować i to nie tylko dla kodeksu, ale i siebie. Niestety on jej wszystko utrudniał...
       Odskoczyła przerażona, przez co wpadła na stół. Spanikowana zwinęła skrzydełka i skuliła się w sobie. Teraz wyglądała bardzo drobno i rzecz jasna jeszcze bardziej niewinnie. Zaraz odetchnęła głęboko i się zreflektowała, bo energiczny ruch, jaki wykonał, nie zapowiadał jej egzekucji, a... ukłon. Podeszła zaraz i wskazała mu gestem, aby wstał, on jednak zamiast tego przemówił znów tym swoim przepięknym głosem. W uszach rozbrzmiało jej piękne imię: Nathaniel... Gdy wstał i wykonał lot wokół pokoju, już się nie bała. Ba!, nawet, gdy przykrył się kołdrą, podeszła odważnie do jego łoża i obtuliła go szczelnie, nie pozwalając mu się odkryć. Musiała zadbać na początek o jego zdrowie, potem zajmie się resztą. I tymi łzami...Wspomnienia, ich nigdy nie da się wyleczyć. Będzie musiała zasłonić je innymi. Tylko kiedy i jak ma to wszystko naprawić? Tu widziała ciemną przepaść. Miała nadzieję, że samo się wszystko ułoży w swoim czasie.
       - Ja jestem Annabelle, ale Białoskrzydła brzmi lepiej, Nathanielu - szepnęła, siadając delikatnie obok niego na łóżku. Nie wiedziała jednak, czy ją słyszy, bo miał zamknięte oczy. Sposób, w jaki wyszeptała jego imię, mógł zwrócić jego uwagę. Z czcią i z szacunkiem... Z pewnością, o ile słyszał, mógł to wyłapać. - Nathanielu, ja... Nie wiem, czy dam radę, ale chcę ci pomóc. To moje pierwsze chwile na ziemi i nie wiem za co się zabrać... - Spuściła wzrok. Wstyd. Miała mętlik w głowie, a powinna być zorganizowana. Nie potrafiłaby spojrzeć swojemu mistrzowi w twarz. - Przepraszam - wyszeptała, skubiąc swą prostą, anielską sukienkę. - Ziemia jest tak różnorodna, ogromna. Pełno tu wszystkiego, ale jest pięknie... Nathanielu...  - Zamilkła na chwilę. Nie potrafiła zadać tego pytania, ale chciała wiedzieć. - Czy to prawda, że nie zrobisz mi krzywdy? Proszę, odpowiedz szczerze. - Poprosiła, patrząc wprost w jego czarne, bezdenne oczy.

środa, 16 stycznia 2013

Białoskrzydła...


Zemdlał przed istotą, która zstąpiła z nieba do niego. Właśnie… Dlaczego do niego? W sumie to w tej chwili nie jest takie ważne. Nadszedł jego koniec i w sumie dobrze było mu z tą myślą. Było mu bardzo źle na tym świecie. Nie miał nikogo z kim mógłby szczerze porozmawiać, nikogo, komu mógł się wyżalić i nikogo kto mógłby go pokochać. Nawiedzały go jedynie choroby i miał nastrojowe dołki, które były związane z jego samotnością. Niedługo to wszystko miało się skończyć. Mimo tego, że nie był w stanie myśleć czekał na jakiś cios zakańczający jego marne i nędzne życie. Jednak poczuł coś innego, coś czego się nie spodziewał. Nie, nie był to ból związany z jego agonią... Czuł na sobie jej ciepły, pełen życia dotyk. Był bardzo zdziwiony takim obrotem sytuacji. Anioł nie chciał go zabić. To dziwne i zarazem piękne. W końcu czuł, że ktoś go może uratować od jego wszystkich męczarni. Leżał nieprzytomny, tracąc rachubę czasu. Każda kolejna sekunda była dla niego wiecznością. Po kilku takich sekundach usłyszał jej głos, który rozpalił jego umierające serce. Anielski głos nakazywał mu wstawać. Nie chciał tego robić, było mu ciepło na ciele jak i na duchu. Mimo tego, głos był tak piękny i kuszący, że uległ i otworzył swe oczka.
Dopiero teraz dostrzegł, że jej dłoń gładzi jego policzek. Potem ujrzał jej przepiękne, lśniące blaskiem słońca włosy. Był pewien, że nie przyleciała się go pozbyć. Wręcz przeciwnie, chciała mu pomóc. Czy sprosta zadaniu? Nie wiadomo... Miał wiele problemów. Zbyt wiele… Spojrzał na jej twarz i zrobiło mu się żal tej niebiańskiej istoty. Po jej policzku, strumieniem, sączyły się łzy, które wyglądały jak przezroczyste kryształy. W duchu załamał się. Załamał się? Ba, jego duch wpadł w rozpacz. Jak tak cudowny anioł mógł płakać nad takim nędzarzem jakim on był. Przynajmniej tak mu się wydawało... Kiedy usłyszał, że dziewczyna go przeprasza to nie wiedział co ma powiedzieć. Za co ona mnie przeprasza? Przecież w żaden sposób mnie nie skrzywdziła... Zastanawiał się w milczeniu, nie wiedział co powiedzieć, co robić. Na szczęście serce przejęło nad nim kontrole. Widocznie miało wyrzuty sumienia do niego, że ani słowa nie mógł z siebie wydobyć, a powinien, bo ten oto niespodziewany gość darował mu życie. Powolutku, żeby się nie przestraszyła, wyciągnął rękę w kierunku jej twarzy i starł cieknące łzy. Westchnął i odezwał się głosem spokojnym i cichym:
          - Białoskrzydła, dlaczego płaczesz? Niczym, ani mi, ani nikomu innemu nie zawiniłaś. Nic mi nie jest. Zemdlałem nie z powodu twego nagłego zjawienia się, tylko z przemęczenia, jak chyba zauważyłaś trawi mnie choroba. - Białoskrzydła? Ty tępaku... Nie mogłeś wpaść na jakieś inne imię? Głos sumienia dał mu w tym momencie w kość. No cóż powiedział tak, jak powiedział, może aniołowi spodoba się jego pomysł na imię. Patrzył na anioła chwilkę, czekając na jej reakcje, jednak siedziała przy nim nieruchomo. Dlaczego tak znieruchomiała? Ano tak przez chwile zapomniał, że zobaczyła jego czarne skrzydełka, które same za siebie mówiły, że jest upadłym aniołem. Boi się... Na pewno się boi... Ale nie miała się czego bać, on był inny niż inne upadłe anioły. Jego serce w dalszym stopniu było czyste i jest w nim dobroć. Zło nie do końca go opętało. Często żałował, że anielski kodeks był taki żelazny. Małe przewinienie kończy się karą, która będzie trwała wiecznie... Czy aby na pewno wiecznie? To jeszcze nie zostało stwierdzone. Prawdą jest to, że upadły nie wróci do nieba, ale może żałować za swe błędy i jego męki są wtedy mniejsze, a jego dusza staje się czystsza. Musiał jej to przekazać, udowodnić, że nie jest taki zły jak go opisują księgi... Wstał z łóżka, odrzucając przy tym swą kołdrę na bok. Ukłonił się nisko, dotykając skrzydłami podłogi. Był to bardzo stary zwyczaj u ludzi jak i aniołów.
          - Kiedy byłem aniołem zwałem się Nathaniel. Jednak tego imienia już dawno nie słyszałem. Odkąd jestem na ziemi nazywam się Mikołaj. - Jeszcze chwilkę stał w ukłonie i po chwili się wyprostował. Dziewczyna dziwnie się na niego patrzyła. Ciekawe co o nim teraz myśli... Był zmęczony i zestresowany. Po wyjściu z łóżka cały się trząsł z zimna. Ale dlaczego nic nie mówi? Coś nie tak powiedziałem? Spojrzał na siebie i dopiero teraz to zauważył. Stał przed nią w piżamie... Może to ją tak dziwiło. Miał mętlik w głowie, a gorączka sprawiała, że był w jakimś stanie, który ciężko opisać. Musiał się położyć, ale chciał rozprostować swe skrzydełka. Rozwinął je tak szeroko jak umiał i wzleciał do góry. Okrążył w powietrzu cały pokój i wylądował w łóżku i zakrył się po uszy kołdrą. Mimo tego, że był szczęśliwy, trząsł się z zimna. Powinienem leżeć w łóżku, chociaż.Nie... Nie mogę się tak dać tej chorobie. Mam przecież gościa... Odkrył kołdrę tak aby móc patrzeć na aniołka...
           Rozmyślił się na chwile. Przypomniał sobie jak on był kiedyś w niebie. Ach... Co to były za piękne czasy. To, że ludzie nazywają niebo rajem to według niego było to za słabe określenie. Można było robić co się komu podoba (no oczywiście oprócz tych rzeczy, które były zabronione w Kodeksie), to co się chciało też zaraz pojawiało się w twych rękach. Jednak beztroskie życie anioła też kiedyś się kończy. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka, a potem zesłanie na ziemie i praca. Opiekowanie się ludźmi, którzy potrzebują pomocy. Poszedł w głąb swych wspomnień i przypomniał sobie skąd ma te czarne skrzydełka. Opiekował się ludzką dziewczyną, która po chwili stała się bliższa jego sercu i starał się nie rozstawać z nią. Niestety pewnego dnia, zagapił się przez chwile, a jego przyjaciółka została potrącona przez jakiegoś wariata. Wypadek ten był dla niej śmiertelny... Nie mógł sobie tego darować. Po paru miesiącach znalazł sprawce i rozszarpał go żywcem. Wymierzył mu sprawiedliwość, za którą oczywiście został wygnany z nieba  i to aż do piekieł. I tutaj jego wspomnienia się urwały, gdyż nie mógł już tego znieść. Na jego oczach pojawiły się łzy, które zaczęły po chwili spływać po jego policzku. 
          - Białoskrzydła, przepraszam, przypomniałem sobie coś... Proszę cię nie bój się. Jesteś przy mnie bezpieczna... - Wymamrotał to z trudem, dławiąc się z płaczu. Wpadł w rozpacz i nawet sumienie nie ugryzło go za to, że znów powiedział to imię, które było zbyt banalne dla jego wyjątkowego gościa...


sobota, 5 stycznia 2013

Upadły

       Jej nowy pierwszy podopieczny wyglądał bardzo niewinnie, śpiąc tym spokojnym snem. Na jego wargach spoczywał delikatny uśmiech, co rozjaśniało mu twarz, a jego ostre i złowrogie rysy wygładzało. Nawet nie wyglądał w tej chwili na nieszczęśliwego... Dzięki niej, Annabelle, która to została w końcu zesłana na służbę. Niezwykłe. Ziemia była taka inna i niesamowita. Tyle tu różnych rzeczy było... I mogła pomagać innym.
       Po krótkiej chwili poczuła lekkie zmiany w jego oddechu. Czyżby się budził? Najwidoczniej na to wskazywało. W żołądku poczuła dziwne łaskotki. Tak, stresik się zbliżał. Ciekawy jaki on jest? To jeszcze bardziej ją stresowało, bo uczyła się o wolnej woli człowieka i tym, że jedni potrafili być przerażającymi bestiami, a niektórzy byli, prawie że, pokrewnymi duszami aniołów. Dobre i niewinne, jak mówił jej mentor. Zaraz jednak stres ją opuścił, ponieważ zachichotała pod nosem, słysząc kichnięcie. Nie pomyślałaby, że to taki zabawny dźwięk.
       Przywołała siebie do porządku. Zaczęła uważnie obserwować każdy jego ruch. Patrzyła jak to rozciąga leniwie swe mięśnie i jak na to reagują poszczególne widoczne części jego ciała, a następnie powolny ruch jego powiek. Otworzył oczy i zaraz zauważyła w nich przerażenie. Zesztywniała niczym marmurowy posąg ze strachu. Tego z pewnością się nie spodziewała...  Co zrobiła nie tak? Czyżby zapomniała wznieść osłony? Spojrzała na swe dłonie, mimo że i tak nie mogła w ten sposób tego sprawdzić. To leżało w jej umyśle i właśnie dostrzegła tę lukę. Osłony brakowało. Najwidoczniej się zagapiłam - odpowiedziała sobie na wcześniejsze pytanie. Spaprała pierwszą robotę. Jak człowiek wiedział o istnieniu anioła, to wywoływało masę niezręcznych sytuacji i rozmów. Nie było już odwrotu w jej przypadku, więc musiała temu jakoś zaradzić. Wytłumaczyć mu wszystko od samego początku... Daleka droga, ale konieczna.
       Uśmiechnęła się delikatnie, próbując tym załagodzić napiętą sytuację, ale na nic się to zdało. Podniosła dłonie w pokojowym geście i miała właśnie przemówić, po tych niezręcznych, przepełnionych strachem, minutach ciszy. Nawet już otworzyła usta, gdy przerażający widok zaprał jej dech w piersiach. W głowie jej zaszumiało, oczy zamarły w miejscu szeroko otwarte, a podniesione dłonie opadły drżące.
       Ujrzała to, czego anioł najbardziej się bał, czego anioł najbardziej unikał w swym życiu i nawet nie chciał marzyć o ujrzeniu podobnego obrazu. Widziała je. Wszystkie. Każde z osobna, jak u swoich pobratymców, jednakże to nie była świetlista biel, ale... Czerń. Bezdenna i przerażająca. Każde czarne piórko połyskiwało w świetle zachodzącego słońca, a ona nic już nie mogła zrobić, tylko patrzeć i czekać na egzekucję. Cały czas mistrza Namaela zmarnowany. Nie wierzyła, że świat jej zrobił taki smutny kawał. Może ja śnię? Przeszło jej przez głowę, jednakże wiedziała, że to nieprawda. Prawdą było, że trafiła na...
       U... U... Upadły.  Ta myśl wtargnęła niczym intruz do jej głowy z lekkim opóźnieniem. Niemożliwe. To nie może być prawda... Nie może. Powtarzała w myślach, ale to na nic się zdało. Już po mnie. Annabelle, w coś ty się wpakowała... Może uda mi się jakoś go zjednać? Miała przynajmniej taką słabą nadzieję. Nie mogła, od tak, dać się zabić na samym początku. Nie mogła. Chciała poznać cały ten niezwykły świat i... pomagać. Chciała pomagać. Bardzo.
       - Ja... - Zaczęła, ale nie potrafiła nic więcej wydusić. Wiedziała, że zaraz straci przytomność. Wpadała w dziwny stan, miała wstępne objawy omdlenia. Wirowało jej w głowie i nie mogła myśleć... Wzrok miała nadal skupiony na jego czarnych skrzydłach i dzięki temu zauważyła, że opadł z powrotem na poduszki. Oczy miał zamknięte. Zemdlał, a jej natura kazała jej podświadomie działać. Szybko, niczym atakujący jastrząb, doskoczyła do łóżka i nadal się bojąc, położyła swą dłoń na jego policzku. Nie był to żaden spowolniony gest, jednakże pewne zagranie. Została stworzona do pomocy i musiała pomóc, potrzebującym pomocy, ale musiała uważać, bo upadły brat do podstępnych należał. Mógł udawać omdlenie, aby nie musieć wstawać z łóżka, aby ją dopaść... Choć to akurat brzmiało dziwnie. Z powodu wcześniejszego stanu, nie myślała jeszcze racjonalnie i nie wiedziała, co powinna zrobić w razie omdlenia. Miała więc szczerą nadzieję, że jej aura, jak i dotyk, przebudzą biedaka. Biedaka... To była wszystko jej wina, cała ta sytuacja. Zemdlał przez nią, ale nie miała pojęcia, co takiego mogło go przestraszyć. Teraz priorytetowym zadaniem było przebudzenie go. Podobno anielski dotyk potrafił, u potężniejszych aniołów, nawet i leczyć.
       - No dawaj! - Szepnęła. - Obudź się. Proszę.
       Oczy jej się zaszkliły. Przeklinała siebie w duchu za niesubordynację, choć wina nie leżała tu po jej stronie. Skoro był upadłym, to widziałby ją i ukrytą...
       Nie miała czasu jednak się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ usłyszała cichy jęk. Poczęła delikatnie głaskać go po policzku. Czuła ogarniającą, jej ciało, falę ulgi.
       - Budź się. - Szepnęła spokojnie i wtedy powoli otworzył oczy. Jej ręka na jego policzku, jak i cała ona, ponownie zamarła w bezruchu. Czekała na jego reakcję. Choć, mimo zakazów, coś próbowało jej się z ust wydobyć. - Ja... Ja... Prze-praszam... - Wyjąkała...

wtorek, 1 stycznia 2013

Kontakt

        Ból ogarnął całe jego ciało. Wiedział, że lepiej będzie jak zaśnie jednak z tym musiał się wiązać kolejny koszmar. Tego niestety strasznie nie lubił. Gorączka jednak zdecydowała za niego, obraz rozmazał mu się i nawet nie wiedział kiedy zasnął. Miał tylko nadzieje, że sen będzie w miarę normalny. Jednak koszmary miałyby odpuścić? Nigdy w życiu...
        Stał w okopie, w ręku trzymał broń. Cały jego mundur był zalany we krwi. Wszędzie było słychać jęki rannych i konających, a w oddali słychać było pojedyncze strzały. Nie wiedział co się dzieje, jednak widok nie był zbyt przyjemny dla oka. Najbardziej przybiła go woń gnijących ciał. Jeden z żołnierzy podszedł do niego i rzekł:
        - Nadchodzą, niedługo wszyscy tu zginiemy. - Wskazał ręką na horyzont. Mikołaj spojrzał w tamtym kierunku i przestraszył się. Wróg był o wiele liczniejszy i zbliżał się bardzo szybko w ich kierunku. Po niecałej godzinie rozpętało się prawdziwe piekło. Okrzyki, strzały i huki granatów nie ustawały. Walczył, zabijał wroga... Musiał to robić, był przecież na wojnie.
        Właśnie, wojna. Takie proste słowo, a ile rzeczy się z nią wiąże. Ból i cierpienia, utrata bliskich, i w końcu śmierć. I po co to wszystko? W imię ludzkiej chciwości i zachcianek? Dlaczego ludzie za wszelką cenę starali sobie zrobić piekło na ziemi? Miał na ten temat wiele rozmyśleń. Jednak nie był w stanie o tym rozmyślać, ponieważ koszmar znów zaprosił go w swe objęcia.
         Wrócił na pole bitwy. Ludzi po jednej, jak i drugiej stronie została garstka. Po paru minutach bohater koszmaru został sam na tym pobojowisku. Był zrozpaczony i nie wiedział co ma robić. Szedł przed siebie rozmyślając, trzęsąc się z zimna, które go ogarnęło. Po chwili zauważył przed sobą żyjącego człowieka. Był to chyba dezerter, nie widział ran na jego ciele. Był jednak w szoku, ponieważ cały czas krzyczał:
         - Proszę, błagam nie zabijajcie mnie! Muszę wrócić do rodziny! - Rzucając się przy tym po ziemi. Widział, że człowiek ten jest w tym samym mundurze co on, więc to był swój. Żal mu się go zrobiło i starał mu pomóc. Starał się nawiązać z nim kontakt, jednak on w dalszym stopniu krzyczał to samo. Wiedział, że nie pomoże mu, dlatego ruszył przed siebie. Wykonał tylko kilka kroków i usłyszał strzał, a po chwili poczuł straszliwy ból. Dezerter zastrzelił go? Na to wygląda... Nogi mu się ugięły i zaczął upadać na stos ciał.  Po chwili jednak doznał prawdziwego szoku. Zamiast na trupy upadł na miękką trawę, a w okół widział wielką łąkę. Gdzie te ciała? Gdzie to zbrukane krwią pole bitwy? Ja żyje? Co się stało? Trafiłem do raju? Takie pytania zadawał sobie, leżąc na trawie. Nawet jeśli to miał być raj, to jak to możliwe? Przecież dalej śpi, a koszmary nigdy go nie opuszczały. Poczuł, że jego ciało uspokoiło się i leży spokojnie na łóżku. Nawet uśmiechnął się, a to widok bardzo rzadki. To miejsce sprawiło, że uspokoił się i zdawało mu się, że jego ból się zmniejszył. Co się do diabła dzieje? Nigdy w swym życiu nie miał tak rozkosznego snu. Jednak ciekawość nie dawała mu dalej spać. Musiał się wybudzić i sprawdzić co się dzieje. Jednak ten sen i to bajeczne miejsce prosiło go żeby został tu dłużej. Nie wiedział co robić, podejmowanie decyzji zawsze go przyprawiało o ból głowy. Jednak znów coś go uratowało, a mianowicie kichnięcie. Wybudził się...
          Mruknął leniwie i przeciągnął się na łóżku z zamkniętymi oczami. Nadal nie wiedział, że ma gościa. Otworzył oczy i przeraził się. Zobaczył bardzo młodą dziewczynę siedzącą na jego stole. Oczywiście nie to go przeraziło. Dziewczyna miała skrzydła tak białe i jasne, że aż go oślepiły na moment. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że była aniołem. Dobrze, że nie wie kim on jest. Mogło to by się dla niego źle zakończyć. Myślał, że anioł zabije bezlitośnie upadłego. Według starego kodeksu, anioł mógł to zrobić. Nie wiedział na ile czasu starczy mu mocy, aby utrzymywać swe czarne skrzydełka w ukryciu. A może to tylko sen, przecież co anioł mógłby od niego chcieć. Od zawsze wszyscy go opuszczali, albo szybciej, albo później. Uszczypnął się i okazało się, że to nie jest sen. Nie wiedział co zrobić. Bał się coś powiedzieć. Spojrzał jeszcze raz na jej skrzydełka. Były ogromne. Musiała być naprawdę ważnym aniołem.  Wiele pytań zalało jego głowę, był zdezorientowany. Przez to zdezorientowanie stracił kontrolę nad mocą i odkrył swe skrzydełka. I co teraz? Co teraz będzie? Czy to będzie koniec jego męczarni? Przerażony, zmęczony i obolały zemdlał przed dziewczyną...

Obserwatorzy